ubi:
Widziałem Twój post wcześniej i chciałem się do niego odnieść, ale czasem bywam zbyt zmęczony, by dłużej odpowiedzieć w danym temacie, a potem mi to potrafi umknąć.
No, ale teraz widzę, że dyskusja już jest
To też się przyłączę i do tematów przedmówców
Co do "Ligi Sprawiedliwości" Zacka Snydera to jeszcze nie oglądałem, ale mam to na uwadze. Oglądałem w swoim czasie tą kinową wersję Ligi. i szczerze mówiąc ogromne rozczarowanie. Skakali z wątku na wątek, jakieś to było nieco dziwaczne. Może sceny z powrotu Supermana i jak go najpierw muszą powstrzymać i "otrzeźwić" były dobre. Dopiero później się dowiedziałem, że Snyder najpierw reżyserował ten film, a potem mu wiele scen powycinali i pozmieniali. Dlatego może i dobrze, że istnieje też druga wersja filmu. Choć powiem szczerze, że pierwszy raz chyba w filmach pojawiła się taka sytuacja- ta sama produkcja, z tymi samymi aktorami, ale z różnymi scenami w dwóch wersjach. Na pewno tą drugą zobaczę, ale zazwyczaj, jak film trwa ponad 2 godziny (a w tym wypadku ponad 3), to albo muszę mieć jednocześnie nastrój, czas i chęć, albo oglądam na raty. Tak samo jak filmy Bollywood, jak dosłownie raz na kilka lat mam ochotę na coś takiego (w sumie tam w większości conajmniej 3 godziny filmu to standard
)
No i problemem w filmach na podstawie historii superbohaterskich jest wyrównanie akcji i fabuły. Fabuła ma mieć sens, być zrozumiała (co nie znaczy przewidywalna), a akcji ma być tyle, by widza wciągnąć, ale nie przytłoczyć. Ostatnio mam wrażenie, że w większości amerykańskich produkcji z akcją jest miejscami tak, że można się poczuć jak w samochodzie wyścigowym, który gdzieś pędzi i ktoś w nim jedzie, a obok ktoś inny też pędzi, ale kto, gdzie, dlaczego i po co, to czasem umyka. Po prostu jest miejscami przeładowanie efektów specjalnych i nadmiaru formy nad treścią. W filmach superbohaterskich na podstawie komiksu wyjątkowo o to łatwo. Tak właśnie odebrałem tą kinową wersję Ligi. Zobaczymy, jak będzie z tą Snydera, może to będzie mieć nieco więcej sensu.
Co do Wonder Woman mam dokładnie przeciwne zdanie. Tak się składa, że stosunkowo niedawno obejrzałem właśnie ten film "Wonder Woman 1984". Może to przez sentyment do Diany, jako postaci, ale uważam, że film dość pomysłowo zrobiony. Dość nietypowy rozwój Cheetah, której początkowo nikt nie chce na kawę zapraszać, ale jest sympatyczna, a staje się silna z mocami ale "zimną zdzirą" (co jej nawet Diana wytyka- może nie tymi słowami, ale że zyskała siłę kosztem swojego człowieczeństwa). Samo miotanie się Diany - jej życzenie sprowadza jej ukochanego, jedynego mężczyznę, którego kochała, z powrotem do życia, choć w innym ciele. Czy nie ma prawa do szczęścia? Ale co, jeśli kosztem jest życie tego innego człowieka, którego ciało Steve Trevor posiadł i sam los świata? Też przesłanie co by było gdyby spełniały się wszystkie życzenia, jakie każdy by miał- tak naprawdę dla świata to mógłby być koszmar. Jeszcze pokazanie syna Maxa Lorda i to, jak Max na końcu musi wybierać i zdaje sobie sprawę, że mógł w pogoni za władzą i potęgą stracić syna, którego mimo wszystko kochał i który był jedyną osobą, jaka szczerze jego kochała. Moim zdaniem bardzo dobry wątek. Chociaż, co do Maxa Lorda, to jednak początkowo można się doczepić. Zarówno w komiksach, jak i w serialu "Supergirl" przedstawiono go jako inteligentnego manipulatora. A tu mamy takiego telewizyjnego showmana, który spełnia życzenia, po tym jak sobie kamyczek ukradł. Mimo tego jednak, jak mówiłem, WW 1984 mi się podobało, tak samo jak pierwsza ekranizacja dziejąca się w czasie I wojny światowej (trochę nietypowa, ale miała klimat).
Jeśli chodzi o ekranizacje filmowe komiksów, to zawsze jest to pewien wybór pomiędzy trzymaniem się wiernie scenariusza i postaci (co czasem właśnie w filmie nie zawsze wychodzi), a innym rozwojem i nieco życiem postaci (co też często jest obarczone ryzykiem, że fanom to będzie zgrzytać z pierwowzorem komiksowym). Postacie superbohaterskie to w ogóle specyficzny świat. Co ujdzie w komiksie, czasem nie zawsze dobrze wychodzi na ekranie. Czasem jest to pomysłowe, ciekawie przedstawione wątki, a czasem wychodzi parodia komiksu, albo w ogóle film jest tak zrobiony, że budzi uśmiech, jeśli nie nudzi.
Asterix- to w ogóle jest specyfika, bo jest to komiks humorystyczny w czasach teoretycznie historycznych. Też się zgadzam, że wersje filmowe z Depardieu nie oddaje komiksów i miejscami są udziwnione, ale miejscami można się ich oglądaniem mniej lub bardziej bawić. Natomiast animacja to osobna sprawa- bardzo ładnie oddane rysunki komiksowe, ale nie ma tego samego klimatu, co komiksy - i pod tym względem zgadzam się z Geginazgulem.