Więcej bym znalazł ulubionych odcinków z Voyagera i TNG
Z TOS'a pamiętam jeden odcinek o rasie czarno-białej, która się chyba unicestwiła i zostało tylko dwóch osobników jeden czarno-biały rebeliant i drugi biało-czarny policjant. Nawet na Enterprise nie docierało do nich, że ich różnice w oczach ludzi są marginalne i że są ostatnimi ze swojego gatunku i obaj postanowili w imię odwiecznej nienawiści, że nie spoczną, dopóki drugi z nich nie zginie. Pamiętam, że ten odcinek zrobił na mnie bardzo duże wrażenie. Także pamiętam odcinek, gdy na jakiejś planecie pozostały tylko dzieci obdarzone super mocami (serio!) i przez to totalnie rozkapryszone i chyba chcące się pozbyć wszystkich dorosłych i nie przyjmujące do wiadomości tragedii, jaka spotkała wcześniej ich rodziców (dopiero na końcu to do nich dotarło i było to bardzo bolesne). To też na mnie zrobiło wrażenie.
Natomiast z filmów kinowych dotyczących TOSA najbardziej mi się podobały trzy: Pierwszy, Star Trek- The Motion Picture- gdy w pobliżu Ziemi przybywa obca mechaniczna inteligencja i okazuje się czymś znacznie bardziej ziemskim, niż się wydawało (jak nie oglądałeś nie zdradzę czym). Moim zdaniem ten film, mimo, że był pierwszym filmem kinowym miał bardzo ciekawie rozwiniętą psychologię, głębię postaci i fabułę. Drugi mój ulubiony to czwórka "Voyage Home" z cofaniem się w czasie do XX wieku, by uratować wieloryby, które w XXIV wieku już wymarły. Podobało mi się przesłanie ekologiczne, a także idea podróży w czasie i miejscami dość humorystyczne zderzenie kultur. No i na koniec "Generations"- co prawda jest to pierwszy kinowy film z załogą TNG, ale Kirk też się tam pojawia. Pytanie o nieśmiertelność, czy mając wybór wolisz ją i żyć w utopii, czy pomóc innym ryzykując swoje życie- bardzo dobrze zadane. Picard nieźle się natrudził by przekonać Kirka, który chciał pozostać w tej drugiej rzeczywistości.
Jeszcze bym powiedział, że na uwagę pozostaje piątka- "Final Frontier". Wiem, że ten Star Trek był uważany za gorszy od innych, ale mnie się podobał, nawet jeśli nie do końca zachwycił. Poszukiwanie czegoś więcej, niż my sami, emocjonalny Wulkan (chyba był kuzynem Spocka, z tego co pamiętam) i te pejzaże pustynnej planety, na co narzekano, że rodem wzięte z Gwiezdnych Wojen. Natomiast dwójka "Wraith of Khan", czy szóstka "Undiscovered country" to tak średnio odebrałem, choć dwójka łączy się nieco fabularnie z trójką "The search of Spock", a trójka nieco z czwórką (pada tam wyjaśnieniem, co się stało z "Enterprise", i dlaczego przez większość "Voyage Home" załoga lata klingońskim statkiem).